Instagram

niedziela, 17 marca 2013

I żeby już tak zostało na zawsze.

 Prawie dwa miesiące nieobecności, nowy rekord. Sama nie wiem czemu mam taki skłonności do przerw w blogowaniu. Za każdym razem mówię, że postaram się to zmienić, a wychodzi jak wychodzi. Także więc, teraz nie będę obiecywać niczego, ale będę się przynajmniej starać.

 Przez ten czas działo się u mnie bardzo dużo. Do wszystkiego po kolei przejdę, zaczynając od nowych sposobów na nudę, kończąc na moim życiu prywatnym. Hmm. Jak już zapewne zauważyliście, pojawiły się nowe zakładki w linkach. Na początku marca założyłam sobie tumblra i powiem szczerze - wciągnęło mnie to jak nic innego. Przez trochę ponad dwa tygodnie opublikowałam ponad dwa tysiące postów. Uwielbiam to, gdyż te wszystkie gify, obrazki, sentencje - są one inspiracją i ujmują one w sobie część mojego życia. Właśnie między innymi przez to tak długo nie pisałam, bo już od ponad tygodnia się w sobie zbierałam by coś naskrobać, ale zawsze w głowie pojawiała się ta sama fraza: "Jeszcze tylko parę obrazków i się za to wezmę". Zazwyczaj kończyło się nie na paru obrazkach, a na stu, albo stu pięćdziesięciu. Do tego założyłam konto na weheartit, gdzie kiedyś sądziłam ze jest to bezsensowne. Co się ze mną dzieje, o panie.



 Szkoła. Coś okropnego. Chyba jeszcze nigdy nie pragnęłam tak wakacji jak w tej chwili. Każdego dnia coraz bardziej żałuję że wybrałam właśnie tą placówkę a nie inną. Jedynymi dobrymi stronami są moja klasa i dosłownie trzech bądź czterech nauczycieli, którzy próbują nas ustawić do pionu. Już dawno bym się przeniosła, ale żal mi zostawić te wszystkie osoby które poznałam, zwłaszcza moją klasę, bo na tak świetnych, zgranych, zabawnych i wspierających się ludzi mogę już nie trafić. Oceny nie są najgorsze, ale czasem aż się odechciewa walki, jeżeli ma się nauczyciela który próbuję ucznia, że tak teraz brzydko powiem, udupić. Moja średnia w lutym jest przerażająca. Zawsze trzymałam poziom tak około 4.0, w gorszych porywach 3.6, w najlepszych - 4.2. Zaś w zeszłym miesiącu nawet nie przekroczyłam 3.0. Czemu? Nagle nauczycielom zachciało się dowalić nam wszystkiego po feriach, przez co przez ostatnie trzy tygodnie czekały nas po trzy sprawdziany + codziennie po minimalnie dwie kartkówki. Na szczęście w marcu się bardzo podniosłam ponad moją normę, ale gdy patrzę na ten nieszczęsny luty, to chwytam się za głowę i błagam Boga, by moja mama tego nie zauważyła. Sam fakt że jeszcze nic nie wie, jest dla mnie zaskakujący. Póki co staram się, nawet bardzo, by się utrzymać na powierzchni, ale im bliżej jakiejkolwiek przerwy od szkoły, tym bardziej wakacji, to mój entuzjazm słabnie, bo wiem, że za niedługo katorga się skończy.

 Mam obsesję. Okropną, najgorszą z możliwych, przeradzającą się powoli w chorobę obsesję. Dotyczy ona mojej wagi, mojego ciała, moich kształtów. Zaczynam się o siebie bać, bo sama zauważyłam że powoli zaczynam przesadzać, ale to już się tak we mnie zakorzeniło, że nie umiem przestać. Codziennie jem wytyczone posiłki - śniadanie, jakaś przekąska, obiad, ewentualnie jakaś sałatka albo skibka chleba na kolację, ale to tylko i wyłącznie przed godziną 19. Jeżeli jest parę minut po, to nieważne że zginam się z głodu, nikt ani nic mnie nie zmusi do jedzenia. Zasada "jesteś głodna - pij wodę" stała się moją mantrą. Moja mama chce mnie posłać do psychologa, bo zauważyła że mam manię na temat jedzenia i ćwiczeń. Co chwila mi robi uwagi na temat tego że mam jeść, nawet sama zaczęła mi przynosić jedzenie do pokoju ze słowami "zjedz to, albo ..." i wymyśla tysiące kar. Sama siebie nie poznaje. Kiedyś potrafiłam zjeść wszystko, teraz na jedzenie nie mogę patrzeć. Tak samo nie mogę znieść swojego widoku w lustrze. Stąd to wszystko. Mimo ze już od października schudłam prawie 7 kilogramów, to wciąż nie umiem przestać. Mimo że moje rzeczy które kiedyś leżały na mnie jak ulał, teraz są mi troszkę za duże - nie umiem przestać. Zaczynam się o siebie bać, na dodatek bardzo. Tylko że nawet to nie potrafi mnie powstrzymać.

 No i w końcu życie prywatne. W sumie powiem tylko tyle - jest cudownie. Nigdy nie sądziłam, że właśnie mnie spotka takie szczęście. Trzy miesiące bycia razem minęły bardzo szybko, a wydają się tak naprawdę niczym w porównaniu z czasem, jaki chcemy spędzić ze sobą. Wiem ze jestem tylko nastolatką, nawet nie ukończyłam 17 lat, ale nadzieja, że pierwsza miłość okaże się ta jedyną i ostatnią jest moją codziennością. Możecie się śmiać, możecie krytykować, nie zabraniam Wam, ale wiem co czuję i nikt mi nie wmówi że jest inaczej.


12 komentarzy:

  1. Hm, myślę, że skoro sama zauważasz problem, to psycholog nie byłby takim głupim rozwiązaniem tej sprawy. Dobrze, że Twoja mama też zauważa problem, bo jednak lepiej jest ze wsparciem innych, prawda?

    Ja i mój wyimaginowany chłopak pozdrawiamy i życzymy szczęścia :D

    A co do przerwy w blogowaniu, to u mnie też była. Czasami jednak lenistwo bierze górę i co poradzisz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby prawda, ale to ma w sumie o wiele głębsze korzenie. Odkąd pamiętam byłam pulpetem, dopiero pod koniec gimnazjum zaczęło się to jakoś rozkładać, a teraz ja po prostu CHCĘ i MUSZĘ być chuda. Nie mogę na siebie już patrzeć w lustrze :c

      ahahahahha dziękuję, pozdrów go! :D

      Noooo, lenia mam niesamowitego, nic tylko się położyć i tak na cały dzień (Y)

      Usuń
  2. Myślę, tak jak Huś, że skoro sama zauważyłaś problem to psycholog mógłby Ci bardzo pomóc. Ale ostatecznie to tylko i wyłącznie Twoja decyzja.

    no to życzę szczęścia, dużo miłości i wytrwałości! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chce do niego iść :c Bo mnie za jakąś psychiczną uznają. XD

      ANO DZIĘKUJĘ :D

      Usuń
    2. nikt nie musi o tym wiedzieć i wtedy nikt Cię za taką nie uzna :) z resztą, co ludzie będą osądzać Ciebie, skoro często nie potrafią ogarnąć siebie samych.

      Usuń
    3. ja wiem, ja wiem. Ale dla mnie sam fakt że ja tam PÓJDĘ, jest dla mnie czymś ... no nie wiem. Ja sama siebie będę za taką uważać, a to jest dla mnie gorsze. :c

      Usuń
  3. Kooooooooooooooooooooocie, w końcu! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluję szczęścia ; )
    Uważanie na wagę i to, co się je to nic złego. Trzeba tylko pamiętać, żeby jeść zdrowo,a nie "oszczędnie". Ja zamiast do psychologa, poleciłabym się wybrać do dietetyka, który pomoże Ci sporządzić odpowiednią dla Ciebie dietę : )
    Hmmm moja średnia w gimnazjum to było owe 4.75 potrzebne, żeby zgarnąć dodatkowe punkty przy rekrutacji do liceum. Później przestałam się średnią w ogóle przejmować, przy czym na studiach... znów zaczęłam :D Trzeba zawalczyć o stypendium jakoś :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :3
      Też nad tym myślałam, na dodatek dosyć intensywnie, zaczęłam namawiać na to mamę i powiedziała że się zastanowi. Według mnie jest to najlepsza opcja C:
      Gdybym teraz miała oceny jak w gimnazjum to byłoby to równe z brakiem życia i snu, zaś gdybym takie oceny jak teraz miała w gimnazjum, to bym też nie miała życia, z powodu załamania i głębokiej depresji. XD Jako przykładna uczennica utrzymywałam się na średniej 5.0, teraz - 3.5 (Y) NO ALE - grunt to zdać. :D

      Usuń
  5. W sprawię żywienia racjonalnie do sprawy podchodzę. Nie głodzę się, ale zrezygnowałam z kilku rzeczy. W sumie nie żeby schudnąć (choć to w następstwie przychodzi), ale walczyć z chorobą bez leków hormonalnych.

    Szczęścia Ci, Wam życzę :)
    Tatiana, forever alone :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, jaka to choroba? :c Coś poważnego?

      Dziękuję(my) :3

      Usuń