Instagram

niedziela, 4 maja 2014

Dreams come true.

 Od dłuższego czasu próbuję spełnić takie moje małe marzenie, które może stać się rzeczywistością tylko za sprawą ciężkiej, systematycznej i starannej pracy. Stosowałam wiele metod by w końcu je osiągnąć, momentami były one bardzo drastyczne. W dzisiejszych czasach ludzie, a w większości dziewczyny w moim wieku, dążą za szczupłą i piękną sylwetką. Ja też dążyłam, wciąż to robię, lecz nie tak gwałtownie jak kiedyś. Na dodatek nie śnię dzień w dzień o ciele kościotrupa, gdzie moje udo byłoby w obwodzie porównywalne do mojej ręki, oj nie. Marzy mi się szczupła, wysportowana i jędrna sylwetka, która na dodatek kusi kobiecymi kształtami, a nie skacze jak galareta przy każdym osobnym kroku. Rok temu jeszcze ta pierwsza była moim priorytetem, ale przejrzałam ( na szczęście ) na oczy.



 Ponad rok temu zaczęła się zaciekła walka z moim organizmem. Na początku ćwiczyłam, ale były to bardzo ubogie ćwiczenia - od 15 do 20 minut dziennie, bez rozgrzewki, bez rozciągania, dodatkowo bez żadnej diety. Na dodatek zaczynał się wtedy związek z moją teraźniejszą miłością, więc stwierdziłam, że czas coś ze sobą zrobić. Kompleks pt."jestem gruba" ciągnął się za mną od gimnazjum, najczęściej właśnie jemu przypisywałam moje wszystkie porażki na polu miłosnym, jak i czysto towarzyskim. "Ją lubią bardziej, bo jest chudsza"; "Ja jestem tą grubszą przyjaciółką"; "Oddałabym wszystko by wyglądać jak ona". Po pewnym czasie, głosy zaczęły narastać, więc zaczęłam ćwiczyć. Jak można się domyślić, gówno mi to dało, to było wręcz niemożliwe, bym przy takich ćwiczeniach, które składały się z paru serii brzuszków, przysiadów itd. schudła wymarzone 15kg w parę miesięcy. Z czasem zaczęłam to zauważać i postanowiłam rozegrać to inaczej. Wybrałam tą złą ścieżkę podążania za wymarzoną sylwetką, a w zasadzie - najgorszą z najgorszych. Zaczęło się niewinnie - trochę więcej ćwiczeń, dużo mniej jedzenia. Z dnia na dzień, kalorii w posiłkach ubywało, a mój organizm przestawił się na tzw. tryb oszczędnościowy. Każdy najmniejszy posiłek był odkładany w postaci tłuszczu, przez co zmiany były mało zauważalne - mi to nie wystarczyło. Wtedy rozgorzała walka. Na cały jeden dzień musiał mi wystarczyć jogurt, mini obiad i mnóstwo wody. Zaczęło mi brakować sił na ćwiczenia, więc zaprzestałam wykonywania ich. Nagle rodzice pilnowali mnie przy każdym posiłku, podtykali pod nos ciastka, mięso, kanapki, desery. Wszyscy wokół zmuszali mnie do jedzenia. W końcu chłopak postawił mi ultimatum: "Ile teraz ważysz?"-"55kg, a czemu?"-"Dobrze, następnym razem stajesz na wadze i jeżeli pokaże mniej niż 55, to możemy to uznać za koniec związku". W tym momencie miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Rozpoczęła się bitwa w mojej głowie, myśl goniła za myślą, ale w końcu - poddałam się. Po tygodniu powolnego i ostrożnego wracania do norm żywieniowych, mój umysł powoli nie wytrzymywał, psychika była na granicy wyczerpania. Widziałam siebie w lustrze jako zupełnie inną osobę, chciałam krzyczeć, ciąć własne ciało, zwracać to co jadłam, cokolwiek byle tylko ta osoba zniknęła. Dopiero problemy zdrowotne sprowadziły mnie z powrotem na ziemię.

  Po pół roku głodowania się i kolejnym pół roku walki, by zostawić ten okres za sobą, lądujemy w moim pokoju, dnia 1 lutego 2014 roku, przeglądając blogi poświęcone inspiracjom dla kobiet. W ten sposób, po zawróceniu ze złej ścieżki, zakręcam w drugą, tą właściwą. Zaczęło się od Mel B i Tiffany, jednak po pewnym czasie zauważyłam, że wyrabiają one tylko mięśnie w moim ciele, które wciąż są przykryte warstwą tłuszczyku. Mimo wszystko, ćwiczenia pomogły - podrasowałam sobie kondycję, dzięki czemu moje osiągi są teraz większe. Od ponad miesiąca wykonuję treningi aerobowe i interwałowe - dwa razy w tygodniu biegam, trzy razy w tygodniu wykonuję trening HIIT, codziennie ćwiczę jogę, jak mam czas to jeżdżę na rowerze lub wykonuję pilates. Do tego dieta - zdrowa, zbilansowana, składająca się z 5 posiłków dziennie. Jestem z siebie naprawdę dumna, zwłaszcza że wytrwale w to brnę i się nie poddaje. Pewnie się zastanawiacie "po cholerę ona to pisze?". Dawno mnie tu nie było, a przez ten czas wiele się pozmieniało w moim życiu. Sport i dbanie o siebie stało się moją nową pasją. Dzielę się tym z wami, gdyż może pewnego dnia jakaś zagubiona dziewczyna, która przeżywa coś podobnego co ja przeżyłam, przeczyta ten post i też coś zmieni w swoim życiu, albo po prostu kogoś to zainspiruje. Nie chwalę się niczym, bo póki co nie mam czym. Jestem w trakcie jednej z największych zmian w moim życiu i mam nadzieję, że nigdy nie zapomnę o tym, jak ciężka i długa droga mnie do niej doprowadziła. Małymi kroczkami staram się dojść do celu.

JUST DO IT, I SWEAR IT'S WORTH TO FIGHT FOR IT

12 komentarzy:

  1. Zawsze byłaś piękna, jesteś i będziesz, głuptasie :* A wbrew temu co piszesz, jedyne czego ja Ci zawsze zazdrościłam to piegi, i ten kolor włosów, i te magiczne oczęta, jejku. Cieszę się, że jest jak jest, bo moja przyjaciółka zamierza studiować w P. i mam nadzieje, że przy okazji wypali jakaś herbatka gdzieś coś, więc dobra wiadomość brzmi: dożyjesz! I masz się czym pochwalić. Wiesz o tym. Kisses, H.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty to mnie zawsze komplementujesz, cokolwiek bym nie powiedziała, GŁUPTASIE <3 Btw. wróciłam do naturalnego, już nie jestem rudzielec :c

      Jeżeli wpadniesz do mojej mieściny, to bardzo zapraszam, zabiorę Cię na najlepsze spaghetti jakie są tylko tutaj i do Wytwórni Lodów Tradycyjnych. :3 Kolejki się tam ciągną aż na drugi koniec ulicy, ale warto!

      Kisses, N.

      Usuń
    2. Nie może być! Naprawdę?! W rudym byłaś dobra dziołcha, ale nie mogę z Twojego naturalnego koloru <3 Hehehe, spoko, spaghetti NIGDY nie pogardzę, a co do lodów... Cóż... Odpowiedź taka sama... A bebzon rośnie :o

      Usuń
    3. Naprawdę :D i jeszcze dodatkowo je podcięłam do ramion, TAKA DUPCZIS ZE MNIE. Wróciłam do niego tylko dlatego, że miałam wielgachny odrost, a nie chce mi się już tracić pieniędzy na farbę :D ahahahahaha typowa poznanianka, bardzo skąpa. XD

      No spaghetti to mamy najlepsze, ale tych lodów nie można pominąć będąc w Poznaniu. Jedno wyrzeczenie Hon, tylko jedno! :D

      Usuń
    4. DO RAMION?!?!?!?!?!?!?!

      Usuń
    5. jestem skończona po wtorku :(

      Usuń
    6. matematyczka źle poszła? :c

      Usuń
  2. Pamiętam dobrze Twoje problemy, bo trochę o nich wcześniej pisałaś, więc tym bardziej cieszę się, że wszystko już w porządku i że przy okazji znalazłaś coś, co lubisz i możesz połączyć sport i ćwiczenia z dążeniem do wymarzonej figury, bez robienia żadnych głupstw :) Ja generalnie jestem leniuchem, nie chce mi się ćwiczyć, lubię tylko jeździć na rowerze i grać w badmintona (wow, jak na mnie to bardzo dużo :D). Czasami wymyślam sobie, że nie będę jadła słodyczy, bo rzeczywiście czuję się wtedy lepiej i bywało tak, że nie jadłam wcale przez kilka tygodni, mój rekord to chyba prawie 3 miesiące, ale ostatnio ciągle ulegam i ciągle siedzę w papierkach po cukierkach, czekoladach, itp. Tym bardziej, że muszę się czymś zająć, żeby się nie uczyć, to moje hobby :D

    Myślałam, że już nikt o mnie nie pamięta, a tu Twój komentarz made my dayyyyy! Cały czas żyję, po maturach pewnie coś napiszę, jeśli je przetrwam. Dziś stoczyłam bój z matematyką, nie było najgorzej, ale największy stres i tak przede mną, więc trzymaj kciuki!

    Pozdrawiam i też trzymam kciuki za Ciebie i Twoją super figurę, uhuhu! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie czasami leń dopada niesamowity, ale zawsze wtedy zagryzam zęby i się w sobie zbieram. :D Co do słodyczy, do zazdroszczę bardzo, bo ja mimo ograniczenia, zawsze po obiedzie muszę zjeść chociaż dwie kosteczki czekolady, bo inaczej na łeb dostaje XD Ale to i tak lepiej, aniżeli miałabym jeść wszystko co jest na mojej drodze jak kiedyś. (Y)

      Owszem pamiętam, zatęskniłam za blogowaniem i poodwiedzałam parę blogów, a tam w większości dokładnie taka sama sytuacja jak u Ciebie czy u mnie XD Zero odzewu od pół roku, upadli wszyscy :C

      To czekam na odzew z Twojej strony jak szał maturalny się skończy :D Ahhh, matematysia, przedmiot uwielbiany przez wielu XD Ja mam za miesiąc testy z zawodowych, jestem przerażona :D

      Dziękuję! <3 ja za to trzymam kciuki za kolejne dni maturalnej gorączki ;*

      Usuń
  3. Oj kochana, jesteś wspaniała! Ktoś powiedział mi kiedyś, że schudnąć to jak w połowie umrzeć.. Niestety większość z dziewczyn które jak my przechodzą mega zmianę w młodym wieku popada w problemy. Powolutku tracąc ciałko traci się też rozum i zdrowe prawidłowe spojrzenie na samą siebie. Pamiętam jak patrzyłam w lustro i mimo, że już wyglądałam szczupło to widziałam same niedoskonałości. No i też zaczęło się odmawianie sobie jedzenia. Ja nie byłam na tyle silna by wspomnieć na blogu o tych ciemnych konsekwencjach mojego odchudzania, więc wiedz, że Cię podziwiam! Niestety ja ukrywałam się z problemami i bliscy nie pomogli mi tak szybko jak Tobie.. Kiedyś może zdecyduję się opowiedzieć całą moją historię u mnie, chyba warto przestrzegać dziewczyny. Tylko najpierw muszę z tym wygrać do końca.
    Mega się cieszę, że u Ciebie już wszystko dobrze i dążysz teraz do zdrowej kobiecej sylwetki! Pozdrawiam Cię ciepluteńko i trzymam kciuki za Ciebie ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to powiedzenie się niestety sprawdza, bo ciałem może byłam ( chociaż go zaczęło ubywać ), ale ducha nie było już wcale, została jakaś mętna zbieranina złych myśli i okropnego podejścia. Ja stwierdziłam, że żeby się tego pozbyć, to muszę to w końcu siebie wydusić. Ludzie stale się mnie pytali jak to wyglądało,jak to przeszłam, jak długo itd. I tak się znalazłyśmy tutaj.

      Wygrasz z tym, skoro już sama przed sobą się przyznajesz, że miałaś taki a nie inny problem, to już jesteś na półmetku ;) Jednak sam fakt, że tyle dokonałaś ... dziewczyno! Podziwiam Cię bardzo mocno, Ty także Alu jesteś wspaniała, dokonałaś czegoś, czego i ja próbuje dokonać.

      Także pozdrawiam i trzymam kciuki, bo wiem, że wszystko będzie dobrze ♥

      Usuń