Instagram

poniedziałek, 30 czerwca 2014

7 przykazań głównych.

 Wczoraj wieczorem po raz pierwszy od bardzo dawna położyłam się z przeświadczeniem, że następnego dnia nie będę miała obowiązku wstać przed godziną szóstą rano, by o siódmej być już w tramwaju jadącym do szkoły. Mimo, że tak zwane "wakacje" mam już praktycznie od dwóch tygodni, to wciąż gdzieś w główce siedziało przeświadczenie, że powinnam siedzieć w szkolnej ławce. Dopiero teraz tak naprawdę odczuwam zero stresu, a co za tym idzie - jestem szczęśliwsza. Może jeszcze nie do końca czuję te wakacje, ale myślę, że wszystko dojdzie do mnie z czasem. Póki co marnuję mój wolny czas najbardziej jak się da - śpiąc do późna, leniuchując przy książce albo ulubionym serialu, wychodząc ze znajomymi, ćwicząc. Niesamowite jak wiele takich osiem godzin w szkole mogło zabrać czasu. Jednak mniej zawodzenia, więcej robienia. Zostałam poproszona przez parę osób, aby zrobić taki ogólny wpis o moich nawykach żywieniowych, metodach, motywacjach itd. Zrobię go bardzo chętnie, gdyż sama wszystkiego nauczyłam się na własnych błędach i długo dochodziłam do właściwych wniosków i decyzji. Także więc zapraszam!



1. Na sam początek

Jeżeli dopiero zaczynacie swoją przygodę z odchudzaniem, lub ze zdrowym trybem życia, zadaj sobie kilka pytań - jakie błędy popełniam najczęściej?; co jest najmniej zdrowe w moim jadłospisie?; co powinnam wyeliminować? Ja na samym początku dokładnie analizowałam swoje grzeszki żywieniowe i okazało się, że popełniałam ich całkiem sporo. Wszystko czego chciałam się pozbyć, po prostu wyrzuciłam ze swojego codziennego menu i zastąpiłam to zdrowszymi elementami. Zapytajcie się też siebie, czy dana rzecz jest Wam w tym momencie potrzebna. Jeżeli nie potrzebujesz tej paczki chipsów, a jedynie ją CHCESZ, to wyobraź sobie, że przez zjedzenie jej, cofasz się o krok do tyłu, mimo że tak naprawdę jeszcze porządnie nie wystartowałaś.

2. Nie śpiesz się!

Spokojnie, przecież zdrowe i piękne ciało nigdzie nie ucieknie, wręcz przeciwnie - czeka na Ciebie cierpliwie i spokojnie. Nie skacz od razu na głęboką wodę i nie spodziewaj się wielkich efektów po tygodniu, to tak nie działa. Stopniowo wyrzucaj ze swojego życia niezdrowe produkty, zamiast trzech łyżeczek cukru w herbacie, zacznij sypać dwie. To samo tyczy się ćwiczeń - nie zaczynaj od razu biec sprintem z założeniem, że będziesz tak biec przez 10km, bo później rozczarowanie i brak osiągniętego celu niepotrzebnie Cię zniechęcą. Tak samo z ćwiczeniami "na dywaniku" - odrzuć myśl o zaawansowanych ćwiczeniach, zacznij od czegoś łatwego, by z czasem podnosić sobie stopień trudności.

3. Śniadanie, obiad i kolacja

Moją złotą zasadą jest spożywaniu pięciu zdrowych, zróżnicowanych posiłków dziennie. NIGDY nie wychodzę z domu bez zjedzenia dobrego śniadania i wypicia ciepłej herbaty, zawsze jem ugotowany przez mamusię obiad i codziennie jem najpóźniej o godzinie 22. Między tymi posiłkami jem dwa mniejsze, zazwyczaj są to jakieś owocki, jogurty naturalne, płatki zbożowe, albo wszystko razem. Jem co 2,5-3 godziny, co wcale nie jest picem na wodę, uwierzcie. Na początku było mi ciężko się przerzucić, nie podjadać i ogólnie wytrzymywać przez te parę godzinek, ale z czasem organizm i metabolizm się przyzwyczaiły, dzięki czemu mam teraz z tego same korzyści - głodna jestem tylko wtedy, kiedy nadchodzi godzina spożycia posiłku; mój brzusio jest płaski i najedzony cały dzień, dzięki czemu powoli rezygnuję z wciągania go, bo w sumie nie mam czego; energia przepływa przeze mnie przez cały dzień, dzięki czemu nie chodzę tak często naburmuszona; i najważniejsze - dostarczam mojemu ciałku regularnie jedzonko, przez co ono ma świadomość, że głód będzie zaspokojony = nie magazynuje energii w postaci tłuszczu.

4. Woda, czyli 70% masy ciała

Piję jej MNÓSTWO. Czasami 2,5 litra dziennie, a czasami nawet 4 litry w ciągu jednego dnia. Jednak przyjęłam sobie te dwa litry jako moje minimum. Czemu? Jak wiadomo, od dużej ilości picia, trzeba często chodzić do łazienki, dzięki czemu organizm wydala z nas toksyny i inne świństwa. Dodatkowo możemy zobaczyć pozytywne efekty uboczne, jak wygładzona ( w moim przypadku ) cera.

5. Nie jesteś super modelką

Już nie raz się przejechałam na tym, że motywowałam się zdjęciami super szczupłych kobiet, zazwyczaj właśnie modelek, lub tumblrowych gwiazdek. Jest to największa krzywda jaką można sobie zrobić. Zacznijmy od faktu, że mając figurę np. gruszki czy jabłka, za nic nie zamienimy się w kobietę o figurze klepsydry, NIE MA SZANS. Dlatego motywujcie się tylko i wyłącznie sobą. Wyobraźcie sobie, że za kilka miesięcy wejdziecie w wymarzony rozmiar spodni, że nie będziecie się wstydzić na plaży pokazać w bikini, że w tym roku obędzie się bez płaczu, bo w końcu wymarzone ubrania idealnie pasują. To miejcie w główkach zaczynając się odchudzać, takie modelki mogą być najwyżej inspiracją, ale nigdy motywacją.

6. Przez jedną drożdżówkę świat się nie zawali

Kiedy przez miesiąc sobie wszystkiego odmawiasz - gratuluję wytrwałości i silnej woli! Jednak kiedy patrzysz szklanymi oczami na ciastka leżące na stole, albo mama właśnie upiekła Twoje ukochane ciasto, to po prostu sobie je zjedz! Nie przytyjesz od razu tyle ile schudłaś, to nie działa w ten sposób. Ja osobiście raz na jakiś czas zjem sobie drożdżówkę, albo czekoladę, przecież nie zginę od tego. Jednak wszystko na spokojnie i z umiarem. To nie tak, że rzucam się natychmiast na całą tabliczkę, tylko odrywam sobie jeden pasek/kilka kostek, a resztę chowam sobie do mojej szafeczki na słodkie.

7. C.U.D. - Czas Unieść Dupę

Może i schudniesz dzięki dobrym nawykom żywieniowym, ale wisząca skóra nie wygląda ani ładnie, ani ciekawie. Także więc do roboty, ładna pupa i umięśniony brzusio same się nie zrobią! Aeroby i interwały - to moje osobiste faworyty, dzięki nim spalamy nadmiar tkanki tłuszczowej w naszym organizmie. Kiedy pozbędę się zbędnego tłuszczyku - zabieram się za ćwiczenia siłowe, by trochę wybudzone mięśnie podrasować. To naprawdę nie jest trudne! Tak jak mówiłam - nie zafrasuj się na początku, bo tylko niepotrzebnie się zniechęcisz. Z czasem zaczniesz uwielbiać to co robisz, zastrzyk endorfin w Twoim ciele będzie sprawiał że będziesz chciała więcej i więcej, a Twoje ciało będzie się zmieniać na Twoich oczach! Obiecuję Wam, że nagroda będzie wielka, a gra jest warta świeczki.



Ja osobiście kieruję się tymi, hmm, metodami i dla wszystkich niedowiarków - TAK, to działa. Naprawdę nic trudnego, żadna dieta cud, żadne głodzenie się i obsesyjne liczenie kalorii - sio mi z tym. Po prostu pilnowanie się, dużo samozaparcia i ćwiczenia silnej woli, mnóstwo drobiowych i rybnych przetworów, warzywek, owocków i wody, do tego zero fast-foodów i gazowanych napoi. Jak ja mogłam, to i Wy możecie! 

11 komentarzy:

  1. To co, matura zdana, więc świętujemy C.U.D.em? Challange accepted.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. najlepiej Hon :D ja tak świętuję wszystko, chociażby to, że wstałam z łóżka, ahahaha

      Usuń
    2. Okej, okej, ja ostatnio mam to samo. Ostatnio od 6 tygodni XDDD w końcu to CUD!, że wstałam. :D

      Usuń
    3. Ah te problemy maturzystów :D

      Usuń
  2. tak długo czekałam na ten post!

    już chciałam stosować głodówkę, ale czytałam na okrągło Twój post o tym i w sumie sie powstrzymywalam ... ale teraz bede sie stosowac do Twoich rad, mam nadzieje ze wtrwam w tym, trzymaj za mnie kciuki i dziekuje! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ŻADNA GŁODÓWKA! Nie rób tego sobie, błagam :c

      Oczywiście że wytrwasz kochana, trzymam za Ciebie mocno kciuki ♥

      Usuń
  3. też powoli staram się stosować te zasady, póki mam wakacje, zdecydowanie łatwiej wprowadzać je w życie. :)
    pozdrawiam.
    http://poprostumadusia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się! Teraz mogę się bardziej skoncentrować na tym co jem i co robię, dzięki czemu wszystko jest wydajniejsze :3

      Usuń
  4. Wiele razy próbowała przejść na dietę. Nigdy nie wychodziło. Gdy trenowałam nie było problemu, szczególnie gdy pojawiały się coraz większe laury. Sukces wymaga poświęcenia, więc uczciwie brałam się w garść. Gdy to wszystko przepadło, trochę sobie popuściłam. Nawet nie trochę, a bardzo.

    Od tego czasu za mną kilkanaście (co najmniej) prób diet. Zawsze się poddawałam.
    Pewnego dnia jednak zauważyłam, że niektóre produkty źle wpływają na moje samopoczucie, wygląd skóry. Obserwowałam swój organizm przez jakiś czas. Zwolniłam tempo. I można chyba powiedzieć, że wybrałam SLOW FOOD. Staram się jeść tylko w domu, wypróbowane rzeczy. W torbie mam zawsze jabłko. Dzień bez wody jest dniem straconym. :) Z czasem, gdy z moimi kolanami jest coraz lepiej, pozwalam sobie na więcej wysiłku fizycznego. Z czasów trenowania pozostało mi bieganie. Niedawno odkryłam magię ćwiczeń rozciągających jogi. Teraz myślę o pracy nad konkretnymi partiami ciała.

    Najważniejsze jest chyba to, że zmiany nie traktowałam jako odchudzania. Przyniosły mi one po prostu lepsze samopoczucie, pewność siebie. :)

    Przepraszam, za ten przydługi komentarz. Następnym razem się poprawię. :)

    Pozdrawiam Tatiana


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To także jest baaaardzo ważne. Ja w sumie już nie sięgam po te wszystkie świństwa itd. z tej przyczyny, że jakoś czuję się bardziej lekka kiedy jem te zdrowe rzeczy, samopoczucie też mam zupełnie inne. ;) Jednak moje kompleksy od zawsze nade mną górowały, dlatego wszystko to robię w celu odchudzania, nie umiałabym tego traktować w ten sposób jak Ty. :c

      niby przydługi, ale jak cieszy :3

      Usuń